Strona główna
»
Newsy
»
Bo to była życia nieśmiałość...
Bo to była życia nieśmiałość...
|
2006-08-04 |
Bo to była życia nieśmiałość...
Dzisiaj mijają sześćdziesiąt dwa lata od śmierci poety Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Kiedy dosięgła go niemiecka kula miał zaledwie 23 lata, lecz w swym dorobku ogromne osiągnięcia literackie. Jego pełne emocji i liryzmu wiersze do dziś cieszą się zainteresowaniem czytelników.
Krzysztof Kamil Baczyński (pseudonim Jan Bugaj) urodził się w 1921 roku. Należy do najwybitniejszych poetów z tzw. pokolenia Kolumbów. Był synem krytyka literackiego Stanisława Baczyńskiego. W czasie II wojny światowej działał w konspiracji jako członek Szarych Szeregów, uczęszczał też na tajne komplety i współpracował z pismem „Droga”.
Jego twórczość, nawiązującą do poezji polskiego romantyzmu i tzw. drugiej awangardy, cechuje katastrofizm i świadomość tragizmu historii, a jednocześnie wiara w ocalenie ludzkich wartości. Baczyński wydał w podziemiu niewielkie tomiki wierszy „Zamknięty echem” (1940) i „Dwie miłości” (1940), a następnie „Wiersze wybrane” (1942), w których ujawnił wybitny talent literacki.
Poeta poległ w czasie powstania warszawskiego w pałacu Blanka przy pl. Teatralnym jako żołnierz batalionu „Parasol”. W 1947 r. opublikowano pośmiertnie tom jego wierszy „Śpiew z pożogi”, a w 1961 r. „Utwory zebrane”. Wydana z rękopisów twórczość Baczyńskiego zapewniła zmarłemu młodo poecie trwałe miejsce w kanonie poezji polskiej.
W wierszu „Z głową na karabinie” poeta ściśle określa istotę tzw. apokalipsy spełnionej. Niesie ona zagładę pokoleniu, które jako pierwsze po ponad studwudziestoletniej niewoli urodziło się i wychowało w wolnej Polsce i które było przeznaczone do życia w pokoju i szczęściu. Jednak w nocnym krajobrazie Baczyńskiego pośród głosów zniszczenia dokonuje się dramat historii i człowieczeństwa.
Nocą słyszę, jak coraz bliżej
drżąc i grając krąg się zaciska.
A mnie przecież zdrój rzeźbił chyży,
wyhuśtała mnie chmur kołyska.
A mnie przecież wody szerokie
na dźwigarach swych niosły płatki
bzu dzikiego; bujne obłoki
były dla mnie jak uśmiech matki.
Krąg powolny dzień czy noc krąży,
ostrzem świszcząc tnie już przy ustach,
a mnie przecież tak jak i innym,
ziemia rosła tęga – nie pusta.
I mnie przecież jak dymu laska
wytryskała gołębia młodość;
teraz na dnie śmierci wyrastam
ja – syn dziki mego narodu.
Krąg jak nożem z wolna rozcina,
przetnie światło, zanim dzień minie,
a ja prześpię czas wielkiej rzeźby
z głową ciężką na karabinie.
Obskoczony przez zdarzeń zamęt,
kręgiem ostrym rozdarty na pół,
głowę rzucę pod wiatr jak granat,
piersi zgniecie czas czarną łapą;
bo to była życia nieśmiałość,
a odwaga – gdy śmiercią niosło.
Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało
wielkie sprawy głupią miłością.
4 grudnia 1943 r.
Przeczytaj więcej o Baczyńskim. Kliknij TUTAJ.
Tablica pamiątkowa na ścianie domu przy ul. Bagatela w Warszawie, gdzie poeta przyszedł na świat.