Strona główna
»
Newsy
»
Dzieci polityków w szkołach
Dzieci polityków w szkołach
|
2006-11-17 |
Dzieci polityków w szkołach
Szkoła prywatna czy publiczna? To dla polityków mniej ważne. Liczy się renoma szkoły, dodatkowy angielski, kółka przedmiotowe i basen.
Minister edukacji Roman Giertych płaci co miesiąc 550 zł czesnego za prywatną zerówkę swojej córki Marysi. Dzieci uczą się w mało licznych klasach, osobno chłopcy i dziewczynki. Chodzą w mundurkach, uczą się dwóch języków obcych, mają zajęcia baletowe i lekcje pływania.
Do publicznej zerówki w warszawskiej dzielnicy Kabaty chodzi syn szefa SLD Wojciecha Olejniczaka. „Zdecydowaliśmy się na publiczną placówkę i nie żałujemy" - mówi Olejniczak. „Szymek ma tam wielu kolegów, dobrze się czuje. Chodzi na dodatkowe płatne zajęcia z angielskiego. My chętnie uczestniczymy w przedszkolnych imprezach, mamy sympatyczne kontakty z innymi rodzicami".
Maria, 17-letnia córka marszałka Sejmu Marka Jurka chodzi do znanego warszawskiego liceum publicznego. „Uważamy, że w pierwszych latach w szkole wychowanie jest równie ważne, a nawet ważniejsze od edukacji. Dlatego nasze dzieci chodziły do katolickich podstawówek" - wyjaśnia Izabela Jurek.
Trójka dzieci Kazimierza Michała Ujazdowskiego, ministra kultury i dziedzictwa narodowego, także uczy się w warszawskich publicznych placówkach. 4-letnia Ania jest w przedszkolu, 13-letni Aleksander uczy się w Gimnazjum im. Stefanii Sempołowskiej, a 17-letni Kazimierz w Liceum im. Lelewela.
Były premier, kandydat na prezydenta Warszawy, Kazimierz Marcinkiewicz także jest zwolennikiem szkół publicznych. Do 1990 r. był nauczycielem matematyki i fizyki w Szkole Podstawowej nr 17 w Gorzowie Wielkopolskim. Dziś w szkole tej lekcje nauczania początkowego prowadzi żona Maria, a najmłodszy z czwórki dzieci, 11-letni Piotr, chodzi do piątej klasy.
Najbardziej medialny poseł - Tadeusz Cymański z PiS - ma pięcioro dzieci. Dwoje najstarszych już studiuje. 16-letnia Marta uczy się w katolickim gimnazjum w Malborku. Dwójka najmłodszych chodzi do zwykłej publicznej podstawówki. „Ja wiem, one nie mają łatwo. Na dzieciach polityków ciążą wydumane społeczne wyobrażenia. Ludzie myślą, że one mają wszystko. I dziwią się, że dzieci nie mają na przykład swoich komórek".
„Rzeczpospolita" http://www.rzeczpospolita.pl/ „Do jakich szkół politycy posyłają swoje pociechy" 15.11.2006