PISANIE PRAC

Piszemy prace na zamówienie. Każda z prac przygotowywana jest indywidualnie na zamówienia dla klienta. Nasz kadra zmierzy się z każdym polonistycznym tematem. Więcej informacji:

ŚCIĄGI WYDRUKOWANE

Opracowaliśmy unikalne zestawy ściąg. Są to gotowe, wydrukowane komplety ściąg, które zostały przygotowane na bieżącą maturę. Więcej informacji o ściągach:

MATURA CD

Dzięki naszej płycie bez problemu przygotujesz się do matury. Na CD umieściliśmy gotowe wypracowania, opracowania, powtórki epok oraz wiele dodatków i bonusów, które pomogą Ci przygotować się do matury. Więcej informacji na temat wypracowań:

INFORMATOR

Strona główna » Newsy » Jak się dziś pisze filmowe biografie


Jak się dziś pisze filmowe biografie

2008-01-15


Jak się dziś pisze filmowe biografie

Ukazało się ostatnio wiele książek o sławach kina. Ciekawych, pełnych anegdot i interpretacji. Są również dowodem na to, jak różnie można pisać na podobne tematy. Oto 12 sposobów "oglądania gwiazd".

1. Można odmalować gwiazdę przez pryzmat tego, co się wcale z gwiazdą nie kojarzy. Np. przez pryzmat jej długotrwałej nieobecności. Tak Barry Paris postąpił w książce "Garbo. Abdykacja królowej" (Twój Styl). Wiadomo, że Garbo rzuciła kino po "Dwulicowej kobiecie" (1941), mając lat 36. A żyła jeszcze do roku 1990. Co się z nią działo przez te lata? Paris przywołuje jej ulubioną kwestię, którą wygłaszała wówczas w towarzystwie: "Chyba już wrócę do domu". Gdy zapraszano ją na kolację w środę, odpowiadała: "Skąd mam wiedzieć, czy w środę będę głodna". Przyjaciółce radziła: "Nigdy nie odmawiaj. Przyjmuj zaproszenia i nie idź. Nikt za nikim nie tęskni". Usunęła się w cień. Jak ktoś powiedział: "Zrobiłaby tajemnicę nawet z tego, czy zjadła na śniadanie jajko".

A przecież czyniono jej rozliczne propozycje. Orson Welles napisał dla niej i Chaplina scenariusz "Miłość d'Annunzia i Duse". Nie chciała zagrać. Zrobiła za to ponoć próbne zdjęcia do "W poszukiwaniu straconego czasu" Luchino Viscontiego, ale film nie powstał. Arabski szejk zaproponował jej 50 mln dol. za przybycie na jedno przyjęcie. Odmówiła. Kiedyś, będąc w Kalifornii (bo mieszkała w Nowym Jorku), siedziała w kącie kawiarni. Podszedł do niej mężczyzna i zapytał: "Czy pani jest Gretą Garbo?". A ona: "Co Greta Garbo robiłaby w takim miejscu?".

W książce Parisa jest też jednak wiele o kinie. Bez względu na wszystko Garbo kończyła pracę o wpół do szóstej. Będąc u szczytu, dostawała tygodniowo 15 tysięcy listów, w tym wiele pornograficznych. Była zresztą biseksualna. W finale "Królowej Krystyny" (1933), po stracie kochanka, Garbo stoi na dziobie odpływającego statku. Gdy to kręcili, reżyser Rouben Mamoulian powiedział jej: "Kochanie, niech twoja twarz nie wyraża niczego".

Raz w życiu spotkała się z Groucho Marksem. "Wsiedli razem do windy w wytwórni MGM. On podniósł rondo jej kapelusza i powiedział: O, przepraszam. Myślałem, że to gość, którego znam z Pittsburgha".

2. Można opisać gwiazdę jako kogoś nadzwyczajnego, o kogo da się jedynie otrzeć. To przypadek tomiku "Bergman. Rozmowy. Przeprowadzili Olivier Assayas i Stig Björkman" (Świat Literacki). Bergman spotkał się z Francuzem i ze Szwedem w Królewskim Teatrze Dramatycznym w Sztokholmie w marcu 1990 r. Trzy razy, poświęcając im w sumie sześć godzin. Podczas ostatniego spotkania powiedział, że za 10 minut musi iść, bo niedaleko, w jednym z kościołów, będą grać próbę "Mesjasza" Händla na starych instrumentach. "Na próbach oni to skracają i może pan patrzeć na partyturę, słuchać i się uczyć. I dlatego muszę iść".

Czy Bergman zdążył im jednak powiedzieć coś ważnego? O tak. Stwierdził, że najlepsi na świecie są aktorzy niemieccy i rosyjscy, i że czasem "zakochać się w głównej aktorce i nie przespać się z nią to dobra rzecz, terapia dla zalęknionego reżysera". Wyłożył nawet coś, co mogłoby uchodzić za jego artystyczne credo: "Natchnienie trąci romantyzmem, przekonaniem, że Bóg jest stwórcą wszechrzeczy. Ale jeżeli nie wierzy pan w żadnego Boga, jeżeli wierzy pan tylko w swoją pracę, a nie w natchnienie, wierzy pan tylko w swoją własną wyobraźnię twórczą, w swoje doświadczenie, w swoją sumienność? Ja w sumienność wierzę. Jestem pedantem i próbuję, chociaż w pracy, być uczciwym".

3. Można też pokazać gwiazdę jako kogoś zwyczajnego, równiachę. Tak Douglas Thompson robi w książce "Clint Eastwood. Człowiek wart miliard dolarów" (Świat Książki). Eastwood jawi się tu jako jeden z nas. Mówi: "Zapracowałem na każdy okruch chleba, jaki zjadłem" albo: "Nie mam szczególnej ochoty zwierzać się komukolwiek". Wiadomo skądinąd, że ten ekranowy twardziel co wieczór, gdziekolwiek by był, dzwonił do swej matki (zmarła w 2006 r., mając 97 lat). A z drugiej strony to ponoć jeden z ledwie trzech filmowców w Ameryce - obok Chaplina i Woody'ego Allena - który kontroluje od początku do końca to, co robi. Nikt mu się nie wtrąca.

Zwyczajność Eastwooda, jego niechęć do gwiazdorskich fochów, oddaje epizod z realizacji "Doskonałego świata" (1993) z Kevinem Costnerem. Costner, gdy w paru dublach statysta źle pomachał mu na powitanie, wściekły zszedł z planu. Co zrobił wtedy Eastwood, który był tu zarówno reżyserem, jak i aktorem? Nakręcił to ujęcie z dublerem Costnera, a potem jeszcze jedno, w którym dubler biegł filmowany od tyłu. Gdy Costner wrócił, dowiedział się, że jest już po zdjęciach. Zatkało go. A Eastwood powiedział mu, że zamierza nakręcić ten film zgodnie z terminarzem, choćby wyłącznie z dublerem Costnera. Costner już nigdy nie zszedł z planu.

4. Można starać się podnieść rangę opowieści o gwieździe, akcentując jakąś jej cechę dotąd wstydliwie skrywaną. W pracy Vala Holleya "James Dean. Szybkie życie" (Twój Styl) tą cechą jest homoseksualizm. Dean miał nawiązywać rozliczne relacje homoseksualne, które były mu pomocne w karierze. Homoseksualizm podał zresztą, poza pacyfizmem, jako powód swej prośby o odroczenie służby wojskowej. Groził mu wyjazd na wojnę w Korei.

Jakieś inne zaskoczenia? Dean "miał poważne kłopoty z czytaniem i nie potrafił poradzić sobie z pojedynczą stroną tekstu do tego stopnia, że przebrnięcie przez kilka akapitów zajmowało mu wieki". Ale był to także "dzieciak, który jeśli go czegoś nauczysz, za tydzień będzie to robił lepiej od ciebie".

Co mówił o sobie sam Dean? "Jeśli dostaję rolę starca, obserwuję starych ludzi, przysłuchuję się im, a potem próbuję ich naśladować aż do czasu, kiedy sam poczuję się starym człowiekiem. Gdy dostaję rolę, to nawet jeśli jest to tylko zmywanie naczyń, idę do domu, biorę garnek i szoruję, szoruję, szoruję, dopóki nie zacznie mi się zdzierać skóra i wtedy wiem dokładnie, jak czuje się człowiek zmywający naczynia".

Dean zabił się w porsche spyder w drodze na wyścig samochodowy 30 września 1955 r. Miał 24 lata, 7 miesięcy i 22 dni. Dwie godziny przed wypadkiem ukarano go mandatem za zbyt szybką jazdę.

5. Można opisać gwiazdę ustami innych. Złożyć książkę ze wspomnień o niej. To casus pracy Marioli Pryzwan "Cześć, starenia! Wspomnienia o Zbyszku Cybulskim" (PIW). Co ma z tej układanki wyniknąć? Portret bohatera - kim był i co znaczył dla innych.

Na przyjęciu, po nakręceniu szwedzkiego filmu "Kochać" (1964), Cybulski, bawiąc się filiżanką, wylał kawę na suknię siedzącej obok kobiety. Zrozpaczony poprosił o drugą kawę - dolał do niej śmietanki, posłodził ją i... wylał na swój smoking i koszulę. Był w pierwszej dziesiątce najpopularniejszych aktorów świata, a jednocześnie żartował, że gdy wraca do domu, syn pyta: "Mamo, kim jest ten pan?". Największe uznanie wyrażał słowami "Całuję w dupę". Mówił, że jest odpowiedzialny za Kieleckie i Rzeszowskie. Marzył o roli Wokulskiego w "Lalce" Wojciecha Hasa. Wiesławie Czapińskiej powiedział: "Starenia, zagrałbym z cygarem jak Orson Welles". Dzień przed śmiercią dostał propozycję: rolę Stanleya Kowalskiego w amerykańskim telewizyjnym "Tramwaju zwanym pożądaniem". Gaża miała wynosić 100 tys. dol. I jeszcze to: po warszawskiej premierze "Popiołu i diamentu" (1958) w kinie Moskwa jakiś niemłody już mężczyzna podszedł do Cybulskiego, położył mu ręce na ramionach i, długo patrząc w oczy, powiedział: "Pan żyje!".

6. Gdy gwiazda jest nie tylko zdolna, ale i inteligentna, można ją przepytać na różne tematy. W tej kategorii idealnym przykładem jest "Ucieczka do przodu! Jerzy Stuhr od A do Z w wywiadach Marii Malatyńskiej" (Znak). Stuhr myśli (szanuję jego samowiedzę) i ma gadane. Może mówić o teatrze, Austrii, kobiecie, fizyczności, humorze i o czym tam jeszcze chcemy. Czasem zręcznie zacytuje Kieślowskiego: "Jak to jest, że Zanussi wraca z Indii, myje ręce i pisze scenariusz, po czym najbliższym pociągiem jedzie do Wałbrzycha. Potem dwa dni jest w Tokio, wraca i jedzie do Nowego Sącza". Czasem przywoła naukę usłyszaną od Wajdy, że aktor dobrze naprowadzony przez reżysera po 60 procentach prób wie już o roli więcej od niego. Ale najciekawszy jest wówczas, gdy przypomina własne traumy. Kiedyś grał dla kardiologów "Ryszarda III". Ten spektakl zaczyna zawsze od celowego mruczenia pod nosem. U kardiologów ktoś zawołał wtedy z tyłu: "Głośniej". Stuhra to zabolało: "Jak to jest możliwe, że ktoś ma tyle tupetu, że posądza mnie o to, że nie wiem, co robię. Strasznie to przeżyłem".

7. Gwiazda może oczywiście napisać o sobie sama. Pisanie wspomnień to dla niej katharsis. Tak jest z Jane Fondą i tomem "Moje życie..." (wyd. AMF). Szczerość Fondy bywa chwilami bolesna. Przyznaje np., że ze swym milkliwym ojcem - aktorem Henrym Fondą - nigdy w życiu nie rozmawiała dłużej niż pół godziny. Nie otworzył się przed nią nawet, kiedy siedziała przy nim, gdy umierał. Jej matka podcięła sobie gardło brzytwą. Jej pierwszy mąż Roger Vadim zmuszał ją do tego, by brali do łóżka drugą kobietę. Rano, po wyjściu Vadima, ona gawędziła z nią przy kawie. Stresy wpędziły Fondę w bulimię - chronicznie opychała się jedzeniem i wymiotowała. Gdy była w maksymalnym dole, zrobiła sobie... implanty piersi.

Największą gafę popełniła jako pacyfistka w Wietnamie. W latach 70. dała się tam sfotografować, gdy bije brawo, stojąc przy działku przeciwlotniczym, z którego strzelano do amerykańskich samolotów. A te brawa były po prostu podzięką za piosenkę, jaką jej zaśpiewano. Ale były też dwa momenty, które ją ośmieliły. Kiedyś na południu Francji kąpała się z Gretą Garbo, która zwykła pływać nago. Zobaczyła, że jej ciało jest wysportowane, lecz nie modelowo piękne. Innym razem trafiła na plan "Pół żartem, pół serio", bo matka jej koleżanki - Paula Strasberg - była tam doradcą Marilyn Monroe. W przerwie między ujęciami Monroe do nich podeszła. Była piękna, ale też bezradna jak przerażone dziecko. Po tych dwóch razach Fonda pomyślała sobie: Więc może ja nie jestem taka najgorsza?

8. Można historię o gwieździe opleść wokół najważniejszego wydarzenia w jej życiu. W książce Barbary Rybałtowskiej "Barbara Brylska w natrudniejszej roli" (Axis Mundi) jest to niestety wydarzenie tragiczne. "Wrócę po zdjęciach wieczornym pociągiem. Albo... poczekaj... nie! Przyjadę samochodem z Ksawerym. Pa, mamuniu. Muszę kończyć, bo strasznie dużo zapłacę. Całuję!". Tak, w ich ostatniej rozmowie, mówiła do Brylskiej jej śliczna córka, 20-letnia Basia Kosmal, tuż przed śmiercią w wypadku samochodowym, w maju 1993 r.

To książka o tym, jak Brylska to nieszczęście przetrwała. A przetrwała, bo ma syna i gra. Jest tu też o jej obecności w kinie dawnych demoludów, o jej talencie i nadzwyczajnej urodzie, o upodobaniu do brunetów z Bałkanów, o wieloletnich tarciach z drugim mężem, ginekologiem Ludwikiem Kosmalem, który nie umiał żyć w jej cieniu, itd. Rzecz zajmująca, choć styl ma chwilami wątpliwy: "Nade wszystko lubiła stokrotki. Te maleńkie kwiatuszki o białych, ostro zakończonych płatkach działały na jej wyobraźnię. Kiedyś wieczorem spojrzała w niebo pełne gwiazd, przymknęła oczy i zdziwiła się niepomiernie. Gwiazdy do złudzenia przypominały stokrotki".

9. Można opowieść o gwieździe ograniczyć do głównego motywu z jej życia. Clinton Heylin w "Pod prąd. Orson Welles kontra Hollywood" (Twój Styl) robi tak, opisując walkę Wellesa z producentami, którzy kaleczyli jego dzieła. Welles, choć debiutował jako 26-latek (a żył lat 70), nakręcił ledwie 12 filmów. Tylko w przypadku pierwszego z nich - "Obywatela Kane" (1941) - mógł powiedzieć: "Nie miałem na planie nikogo, kto by mi mówił: - Tego nie wolno. Zwykle po chwili zastanowienia mówiłem: Czegoś takiego jeszcze nigdy nie próbowano, ale my spróbujemy".

Potem było już tylko gorzej. Nigdy nie wybaczył montażyście Robertowi Wise, że, naciskany przez bossów wytwórni RKO, pociął jego "Wspaniałość Ambersonów" (1941). Niekiedy sam pakował się w tarapaty. Gdy musiał pilnie zapłacić za kostiumy do spektaklu "W 80 dni dookoła świata", zadzwonił ze sklepu do producenta Harry'ego Cohna, mówiąc mu, że ma wspaniałą historię, którą sam wyreżyseruje i w niej zagra, jeśli tylko Cohn w ciągu dwóch godzin wyśle mu 55 tys. dol. Ponieważ żadnej historii nie miał, a Cohn domagał się tytułu, Welles spojrzał na okładkę książki, którą czytała dziewczyna w kasie - "The Man I Killed". Tak narodziła się "Dama z Szanghaju" (1948).

Kompozytor Bernard Herrmann mówił zresztą o Wellesie, że "każdy, komu się zdaje, że przyłapał go na jakimś nieprawdopodobnym kłamstwie, zapewne się przekona, że historia jest prawdziwa. Za to jakieś błahe stwierdzenie, na przykład, że kupił pół godziny temu popołudniową gazetę, jest kłamstwem".

10. Można dzieło o gwieździe potraktować jako złożenie jej hołdu. Takim hołdem jest książka Piotra Śmiałowskiego "Tadeusz Janczar. Zawód: aktor" (Rytm). Może ona posłużyć za wzór sumienności. Młody autor zgłębił dorobek Janczara, przejrzał archiwa na jego temat, zebrał wspomnienia o nim, przeczytał recenzje z jego ról. I wszystko to ułożył po bożemu w monografii. Czytamy w niej zatem, że Janczar (naprawdę nazywał się Musiał) miał specyficzny dar: wszystko, co mówił na ekranie, było absolutną prawdą. Dowiadujemy się też, że jego ulubionym aktorem był Bogart (ale Wajda widzi w nim polskiego Henry'ego Fondę), że z "Niewinnych czarodziejów" wypadły sceny z jego udziałem, że miał grać Olgierda w "Czterech pancernych i psie" i bohatera "Zaduszek" Konwickiego, że naród kochał go za rolę Stacha w radiowych "Matysiakach", a on sam lubił czerwone koszule i swetry, oraz że - zdaniem Hanuszkiewicza - nikt lepiej od niego nie zagrał Czepca w "Weselu". Najsmutniejsze są passusy o cyklofrenii, która "zdemolowała" karierę Janczara, a potem o raku i czterech próbach samobójczych. Ale każde zdanie jest tu pisane z miłością.

11. W książce o gwieździe poza nią można także wykreować siebie. Udaje się to Ketilowi Bjornstadowi w tomie "Liv Ullmann. Linie życia" (słowo/obraz terytoria). Ten tom ma trójdzielną strukturę. Są w nim zapiski Ullmann ("Mężczyznom się wydaje, że można nas oszukać równie łatwo jak ich, i to jest w nich urocze"). Są zapiski Bjornstada (gdy siedzi w hotelu w Miami, przygotowując się do następnego spotkania z Ullmann, która mieszka w domu vis-a-vis, czuje, że ona podgląda go przez okno). Z ich rozmów (to element trzeci) przytoczę tylko anegdotę o wspólnym obiedzie Ingmara Bergmana i Woody'ego Allena w nowojorskim hotelu. Allena przyprowadziła Ullmann, Bergman jest z żoną. Bergman rzecze Allenowi: "Witam", Allen kiwa głową. Przez cały obiad nie mówią do siebie ani słowa. By ratować sytuację, żona Bergmana i Ullmann rozmawiają o szwedzkich klopsikach. Na pożegnanie reżyserzy podają sobie ręce. Gdy Ullmann odwozi Allena, ten dziękuje jej za "niezwykłe przeżycie". Chwilę później do Ullmann dzwoni Bergman - dziękuje za "ogromne przeżycie".

12. Można wreszcie wywiedzieć się wszystkiego o gwieździe, a potem ująć jej życie w formie nieomal powieściowej. Wydać typowo francuskie "vie romancée". Tak czyni Gilles Plazy w "Prawdziwej Marlenie Dietrich" (Świat Książki). Dietrich zawdzięczała karierę reżyserowi Josefowi von Sternbergowi, bo to on uparł się, by obsadzić ją w "Błękitnym aniele" (1930), mimo że sztab wytwórni UFA jednogłośnie wybrał Lucie Mannheim. Sternberg uczył ją, że zawsze trzeba policzyć do dziesięciu, zanim uczyni się jakiś gest, jeśli chce mu się nadać odpowiednią wagę. Ona w rewanżu robiła mu buliony. W ogóle była jak gospodyni - odkażała spirytusem każdą umywalkę i muszlę klozetową, z którą miała kontakt. Mężowi Rudolfowi Sieberowi urodziła córkę, ale nie chciała go w łóżku. Wolała romanse z kochankami obojga płci. Występując dla alianckiej armii, dostała stopień kapitana, żeby trafiwszy do niewoli, móc skorzystać z oficerskich przywilejów. Z aktorem Jean-Pierre'em Aumontem przeszła przez pole minowe, on jako dżentelmen szedł pierwszy. Po wojnie dawała recitale. Łykała kortyzon, by zregenerować struny głosowe, koktajl witaminowy, żeby poprawić ogólny stan zdrowia, i amfetaminę, żeby zachować wigor. Popijała to szampanem. Na scenie, gdy śpiewała piosenki kobiece, nosiła obcisłe suknie: czarną, białą i złocistą. A na nich obszerne futro, które zsuwała na ziemię energicznym ruchem. W drugiej części śpiewała piosenki męskie ubrana w czerwony cyrkowy frak i czarny cylinder.

Takie rzeczy czyta się jednym tchem.

AUTOR: Jacek Szczerba

Źródło: Gazeta Wyborcza

SZYBKA ŚCIĄGA








Lektury - spis. Jak pisać.

PRZYDATNE INFORMACJE

» bezpłatna powtórka przed maturą z WOS’u

» wiosenny semestr na Uniwersytecie

» internetowe warsztaty dla maturzystów

» salon edukacyjny Perspektywy 2011

» konkurs na najciekawszą trasę wycieczki

» weź udział w projekcie edukacyjnym

SZUKANE W PORTALU

» karta pracy tadeusz borowski odpowiedzi

» wiersz o roztargnionej królewnie

» czyje portrety znajdują się w gabinecie szymona gajowca

» spotkania z klasykami literatury wsip

» spotkania z klasykami literatury wsip

» życzenia urodzinowe w średniowiecznym stylu

więcej...

Ściągi, wypracowania, pisanie prac, prace na zamówienie, charakterystyki, prace przekrojowe, motywy literackie, opisy epok, ściągi i wypracowania z polskiego, historii, geogfafii, biologi, matura
www.e-buda.pl - ściągi i wypracowania

Copyright © 2011 e-buda.pl