Strona główna
»
Newsy
»
Kamery widmo
Kamery widmo
Monitoring miał być skutecznym sposobem na szkolną przemoc. Nie będzie, bo w setkach szkół nie zdołano zainstalować kamer, a pieniądze na inwestycje trzeba oddać
Finansowanie monitoringu w szkołach to jeden z licznych pomysłów na uleczenie polskiej edukacji, jakie w ramach programu "Zero tolerancji" promował Roman Giertych. Do połowy września ub. roku urzędy miast mogły występować do Ministerstwa Edukacji Narodowej o dotacje dla placówek w swoim regionie.
- Gdy tylko usłyszeliśmy, że MEN ma taki pomysł, od razu zebraliśmy potrzebne informacje, a gdy Ministerstwo podało terminy nadsyłania wniosków, my już mieliśmy je prawie gotowe - mówi Adam Krawiec z sopockiego magistratu, któremu udało się zdobyć dotacje dla wszystkich szkół, które o to wnioskowały. Ale nie wszędzie było tak różowo.
Pierwszy problem pojawił się już przy kompletowaniu dokumentów. Okazało się bowiem, że termin, jaki ministerstwo dało na ich przygotowanie, jest za krótki.
- Mieliśmy pięć dni na zebranie informacji ze szkół, popełniliśmy błąd we wniosku - potwierdza Jerzy Gaweł, naczelnik wydziału oświaty w zielonogórskim magistracie, który stracił w ten sposób 263 tys. rządowej dotacji do kamer.
Prawdziwy problem pojawił się, gdy MEN w listopadzie podał ostateczny termin zamontowania kamer w szkołach - 15 grudnia. Efekt? Część szkół nie zdążyła nawet wybrać firm i przeprowadzić przetargów. Tak jest choćby w Katowicach, gdzie kamer do dziś nie ma w połowie placówek, które dostały dotacje.
- Monitoring udało się zamontować jedynie w 15 szkołach, które mają samodzielną obsługę księgową i mogły szukać wykonawców - mówi Mieczysław Żyrek, naczelnik wydziału edukacji Urzędu Miasta w Katowicach - Inne musiałyby mieć miesiąc na przeprowadzenie przetargu, więc nie zdążyły - dodaje.
W rezultacie miasto musi oddać MEN niemal połowę z 370 tys. zł, jakie wcześniej dostało na kamery. Podobnie jest w Sosnowcu. Tutaj urzędnicy zrobili wszystko na czas, plamę dała za to firma montująca w szkołach sprzęt. Radni właśnie negocjują z ministerstwem, a jeśli się nie uda, to 115 tys. zł przepadnie.
- W tej sytuacji zastanawiamy się nad tym, czy nie sfinansować kamer ze środków własnych, choć to mało prawdopodobne - mówi Jadwiga Koźlak, dyrektorka sosnowieckiego gimnazjum nr 12.
Co na to wszystko MEN? Urzędnicy resortu twierdzą, że zamieszanie wynikło z faktu, że to była pierwsza edycja programu, i zapewniają, że w tym roku dzielenie pieniędzy na kamery będzie sprawniejsze.
Autor: Marcelina Szumer, mao
Źródło: Metro