Strona główna
»
Newsy
»
Oddam szkołę w dyrektora ręce
Oddam szkołę w dyrektora ręce
|
2007-11-29 |
Oddam szkołę w dyrektora ręce
Zielonogórski patent na oświatę: dyrektor przejmuje szkołę, samorząd się nie wtrąca. - Pomysł ciekawy, ale może być niebezpieczny - mówi Irena Dzierzgowska.
Dwie "dyrektorskie" szkoły w Zielonej Górze działają eksperymentalnie od pięciu lat. Zarząd miasta z LiD złożył teraz identyczną ofertę pozostałym. - Eksperymentalne radzą sobie finansowo. Niech inni spróbują - mówi wiceprezydent Wioletta Haręźlak.
Jak to działa? Dyrektor dostaje od gminy w nieodpłatną dzierżawę budynek, samorząd obiecuje dopłacać do remontów. Daje też pieniądze wyliczone na każdego ucznia. Od tej pory dyrektor menedżer sam rządzi budżetowymi pieniędzmi, decyduje, ilu uczniów przyjąć i jak liczne mają być klasy. A przede wszystkim - sam określa pensje nauczycieli.
Samorząd się nie wtrąca, tylko kurator nadzoruje realizację programu. Dyrektor podejmuje też decyzję o likwidacji szkoły. Jak miasto wtedy zadba o uczniów? - Będzie rejonizacja - zapewnia Haręźlak.
Żeby zostać menedżerami, dyrektorzy muszą najpierw zdobyć zgodę rady rodziców oraz nauczycieli. Mają na to czas do końca grudnia. Potem szkoła zostanie zlikwidowana, a w jej miejsce powstanie "dyrektorska". Też publiczna, ale jej organem prowadzącym będzie jednoosobowo dyrektor, a nie samorząd.
W magistracie leżą już dwa takie wnioski. M.in. dyrektora Zespołu Szkół i Placówek Kształcenia Zawodowego Leszka Jastrubczaka: - Mam pięć szkół, a z każdej godziny lekcyjnej muszę zdać szczegółowy raport dla samorządu. Zamiast działać, siedzę nad papierami. Jako menedżer wyrzuciłbym je do kosza.
Zastanawiają się też w Centrum Kształcenia Ustawicznego: - Mogłabym zatrudnić nauczycieli zawodu, którzy teraz pracują na cząstkowych etatach, na umowę o dzieło. Obniżyłabym koszty - mówi dyrektorka Małgorzata Olech-Klonecka.
Przeciwni są radni PiS. - Miasto straci kontrolę na szkołami - alarmuje Jacek Budziński.
Najgłośniej jednak protestują związki zawodowe. Boją się utraty przywilejów z Karty nauczyciela. Dyrektor w nowym systemie może ich zatrudniać, jak w zwykłej firmie - nie na podstawie Karty nauczyciela, ale kodeksu pracy. Teoretycznie może nie płacić za wakacje, nie musi dawać podwyżek z powodu awansu zawodowego. Nie obowiązuje go też nauczycielskie pensum, czyli zapisany w Karcie czas pracy - teraz to 18 lekcji w tygodniu, ale dyrektor menedżer może wymagać 40.
Bożena Pierzgalska, szefowa nauczycielskiej "Solidarności": - To rozdawanie majątku prywatnym osobom!
Ewa Kostrzewska, szefowa zielonogórskiego ZNP: - Dobrze na tym wyjdzie tylko dyrektor, bo dostanie wysoką, menedżerską pensję.
Oba związki namawiają teraz w Zielonej Górze nauczycieli, żeby nie godzili się na przejęcie szkół przez dyrektorów.
Odpowiada Liliana Witczuk-Kamieniarz, dyrektorka menedżer SP nr 7: - Zatrudniam nauczycieli i według karty, i na zwykłą umowę. Wakacje i tak trzeba im dać, bo kiedy indziej nauczyciela puścić na urlop? Pensum też przestrzegam. Tylko za zajęcia pozalekcyjne płacę umową o dzieło. Czuję się gospodarzem.
- Zatrudniam na Kartę. Ale każdemu pracownikowi mogę przydzielić zadania wynikające z potrzeb: woźny również sprząta albo bierze dyżury w internacie - mówi Stefan Bulanda, menedżer zielonogórskiego Zespołu Szkół Akademickich. - Co oszczędzę na ogrzewaniu, to wydam np. na rzutniki. Wcześniej musiałem to konsultować z samorządem. A ten zaoszczędzone przeze mnie pieniądze mógł przekazać innej szkole.
Dla "Gazety" Irena Dzierzgowska, wiceminister edukacji w rządzie AWS-UW, współtwórczyni reformy oświaty:
- Niezależny dyrektor rzeczywiście może sprawniej, lepiej zarządzać szkołą, bo niczego nie musi ustalać z samorządem ani z kuratorium. Ze strony gminy to pozbycie się kłopotu. Ale też i oddanie części istotnych wpływów. Niebezpieczeństw jest kilka. Mogą spaść nauczycielskie pensje - bo tak najłatwiej dyrektorom oszczędzić pieniądze. Tego nie zrobiły eksperymentalne szkoły, bo nie zebrałyby kadry, ale przy masowym rozwiązaniu może się tak właśnie stać. Niepokoi też brak ostrych reguł zabezpieczających uczniom dostęp do edukacji. Jeśli np. samorząd odda wszystkie licea, a one zorganizują małe klasy, to kto przyjmie tych, dla których nie wystarczy miejsc? Dlatego samorząd musi dopisać w ewentualnych umowach, że w szczególnych przypadkach będzie jednak interweniować w sprawy szkoły.
AUTOR: Aleksandra Pezda, Maja Sałwacka
Źródło: Gazeta Wyborcza