Strona główna
»
Newsy
»
Smutni poeci wojny
Smutni poeci wojny
|
2005-08-01 |
Smutni poeci wojny
W Powstaniu Warszawskim walczyli ludzie młodzi, uczniowie i studenci, którym nieobojętne były losy Polski. Ich nazwisk w większości dzisiaj nie znamy, nie wiemy, kim były tysiące warszawiaków, którzy polegli na ulicach od kul nieprzyjaciela. Istnieją jednak w naszej pamięci jako pokolenie, któremu należy złożyć największy hołd.
Do legendy przeszli studenci tajnej polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, którzy w burzliwych czasach okupacji nie zaprzestali działalności kulturalnej. Spotykali się w prywatnych mieszkaniach na wieczorkach poetyckich, krzewili wśród znajomych polską kulturę, organizowali spektakle teatralne – wszystko oczywiście w największej konspiracji, groziła za to bowiem najwyższa kara, śmierć. Ci młodzi ludzie żyli z dnia na dzień - co dzień budzili się ze świadomością, że może to być ich ostatni poranek. Mimo wszystko nie poddawali się, chcieli jak najwięcej zrobić dla zachowania własnej i narodowej tożsamości, walczyli do końca... żaden z nich nie przeżył wojny.
Byli to: Wacław Bojarski (ur. 1921 r.), Andrzej Trzebiński (ur. 1922 r.), Tadeusz Gajcy (ur. 1922 r.) i Zdzisław Stroiński (ur. 1921 r.). Wszystkich połączyło zamiłowanie do sztuki i literatury oraz studia na wydziale polonistyki. Należą do tego samego pokolenia, urodzili się na początku lat dwudziestych, praktycznie byli rówieśnikami. W roku 1942 postanawiają założyć pierwsze konspiracyjne pismo artystyczno-literackie w okupowanej Polsce pt. „Sztuka i Naród”. Ukazywało się ono od kwietnia 1942 do lipca 1944 roku. Ogółem wyszło piętnaście numerów, numer szesnasty miał się ukazać 1 sierpnia 1944, jeszcze dzień wcześniej studenci powielali cały nakład. Z kolportażem już nie zdążyli. Mottem każdego wydania były słowa Cypriana Kamila Norwida: Artysta jest organizatorem wyobraźni narodowej. Twórcy pisma od sztuki żądali czynu, sztuka miała być nastawiona na konkretne cele społeczne. Pisali: Naród polski walczy. Celem walki jest odnowienie się wewnętrzne i zdobycie prowadzącego miejsca w nowej epoce. Wszyscy mocno wierzyli w wolność i pragnęli przeciwstawić się złu. Na tragedię narodową reagowali twórczością.
Nieodgadnione nigdy koleje losu sprawiły, że każdemu z nich przyszło zginąć w czasie wojny. Oto czterech przyjaciół i jedna wspólna historia tragicznego pokolenia.
Wacław Bojarski był redaktorem naczelnym „Sztuki i Narodu”. Publikował swoje utwory na łamach tego miesięcznika. Pisał liryki prozą, wiersze i opowiadania. Zginął, kiedy miał zaledwie 22 lata podczas akcji pod Kopernikiem. Było to 24 maja 1943 roku, Bojarski, Gajcy i Stroiński postanowili przeprowadzić doskonale zaplanowaną akcję sabotażową pod pomnikiem Mikołaja Kopernika w Warszawie. Niemcy w czasie okupacji umieścili tam napis „Wielki Niemiecki Astronom”. Młodzi chłopcy, dumni z Polski i Polaków, nie chcieli pozwolić na tego typu profanację naszych zasłużonych postaci historycznych. Wybrali odpowiedni moment, kiedy w pobliżu nie znajdował się żaden niemiecki patrol, i udali się pod pomnik z wieńcem i szarfą z napisem „Geniuszowi Słowiańszczyzny – Rodacy”. Niestety, w momencie składania wieńca niespodziewanie pojawili się Niemcy i strzelili do Wacława Bojarskiego, jego współtowarzyszom udało się uniknąć kuli. Bojarski w wyniku odniesionych ran zmarł kilkanaście dni później, 5 czerwca.
Historia Andrzeja Trzebińskiego też jest tragiczna. Chociaż miał sporo oddanych przyjaciół, bardzo sobie cenił samotność i przebywanie w otoczeniu przyrody. Uwielbiał czytać, książki były dla niego odrębnym światem. Często chodził zamyślony, zamknięty w sobie. Mimo znajomych, czuł się bardzo samotny. Po śmierci Bojarskiego (którą bardzo mocno przeżył) to on właśnie został redaktorem „Sztuki i Narodu”. Stworzył również Ruch Kulturowy, jego celem było wypracowanie teorii stosunku do sztuki, kultury, historii i dwudziestolecia międzywojennego. Na początku listopada 1943 roku został zatrzymany i przewieziony na Pawiak. Kilka dni później – 12 listopada miała miejsce publiczna egzekucja przy Nowym Świecie 49. Trzebiński zginął wraz z trzydziestoma innymi więźniami. Miał 21 lat. Dziś w tym miejscu wisi pamiątkowa tablica, przypominająca o tym wydarzeniu. Tragizmu wszystkiemu dodaje to, że według niektórych relacji, Trzebiński w momencie śmierci miał zagipsowane usta. Jarosław Marek Rymkiewicz pod koniec lat sześćdziesiątych pisze piękny wiersz o tym młodym, bohaterskim człowieku.
Jarosław Marek Rymkiewicz – „Andrzej Trzebiński”
Andrzej Trzebiński umarł nie wiem po co
Ale on wiedział i to niech wystarczy
Znów młode matki gdzieś skowyczą w nocy
I nagich chłopców niosą im na tarczy
Aż się narodzą z was skrzydlate dzieci
Aż białe ciała oskrobiecie z pleśni
Może stulecie może dwa stulecia
Aż aniołowie będą wam rówieśni
Gdy już u ramion mieć będziecie chmury
Gdy już w płomienie gdy już w brzask ubrani
A wy go wtedy postawcie pod murem
A wy mu wtedy mokry gips do krtani
Po Trzebińskim redakcję „Sztuki i Narodu” objął Tadeusz Gajcy, lecz i jemu nie przyszło długo pełnić tej funkcji. Jego życiowym mottem i hasłem przewodnim były słowa św. Augustyna, jakże znamienne z perspektywy losów poety: Radości moje, godne opłakiwania, wiodą spór ze smutkami, godnymi radości, i nie wiem, która strona zwycięży”. Gajcy w wieku lat zaledwie siedemnastu już walczył w kampanii wrześniowej 1939 roku. Wojna wywołała u niego ogromne przygnębienie, depresję nieomal. W jego utworach przewija się obsesyjny motyw własnej śmierci. Największym przyjacielem Gajcego był Zdzisław Stroiński. Silnie związany z twórcami „Sztuki i narodu”, również student tajnego uniwersytetu. Ich wspólna przyjaźń przetrwała aż do końca, do samej śmierci. Obaj zginęli podczas niemieckiego nalotu 16 sierpnia pod gruzami kamienicy w Śródmieściu Warszawy. Obaj walczyli w Armii Krajowej i bronili swego batalionu. W tych zgliszczach spłonął też cały nakład ostatniego numeru ich pisma, którego nigdy już nie zdążyli rozprowadzić. Gajcy miał 22 lata, Stroiński był o rok starszy.
Jednym z najbardziej przejmujących wierszy Tadeusza Gajcego jest „1942. Noc wigilijna”. Obraz święta w okupowanej Warszawie, w owych czasach narodzenie Chrystusa nabierało dodatkowej symboliki.
1942. Noc wigilijna
Wieczorny szatan monetę zimną
ważył na dłoni...
Parzyła izby zamieć świeczek,
kiedy śmieszne figurki zatargały jak w dzwonnicach sznurkiem,
uniosły stopy na bojaźliwy centymetr -
nie mogły odlecieć.
Wplatał lepkie palce w oczy śnieg,
no i szeptał, uporczywie szeptał;
szatan załkał w szubienicę jak w flet
i rozwiesił płacz w drzewie jak szkiełka.
Więc choinka. - A na sznurku pajacyk,
kolędować Małemu, niech krzepnie,
pójdź - złóż dary - nie wystarcza popatrzeć -
drzewko smutne, a u ciebie świece.
Lulajże w powrozie, lulajże na haku,
niech się wyśni obrus biały i błyszcząca jodła.
Szept przygarnął - z tego szeptu twój opłatek
i ojczyzna ciemniejąca w nagłych gwiazdach z ognia.
Trudno nam jest zrozumieć, co czuli ci młodzi ludzie, kiedy w każdej chwili groziło im śmiertelne niebezpieczeństwo a potem, kiedy umierali rozstrzelani lub przywaleni gruzami. Są to przeżycia niewyobrażalne. Niech ich krótkie, ale pełne buntu, walki i cierpienia życie, skłoni nas choćby do chwilowej refleksji nad wszystkimi, którzy wtedy polegli.
Autor: Ernest Kacperski