Strona główna
»
Newsy
»
Studenci nie chcą zaciągać tanich kredytów
Studenci nie chcą zaciągać tanich kredytów
|
2007-10-12 |
Studenci nie chcą zaciągać tanich kredytów
Coraz mniej młodych ludzi chce pożyczać pieniądze na studia. Nie chcą zaczynać życia od długów. W zeszłym roku wnioski o kredyty studenckie złożyło tylko 26,7 tys. osób, czyli ponad 7,5 tys. mniej niż dwa lata temu. To najsłabsze zainteresowanie od dziewięciu lat, czyli od momentu, kiedy tego typu pożyczki zaczęły być udzielane.
Kredyty studenckie mają ułatwiać życiowy start ludziom młodym, którzy zaczęli się kształcić przed 25 rokiem życia. Są wypłacane w ratach po 400 lub 600 zł. Odsetki za ten czas spłaca państwo. Student musi zacząć zwracać dług dopiero dwa lata po dyplomie. Robi to w ratach mniejszych o połowę niż otrzymywane przelewy (czyli po 200 lub 300 zł), przez okres dwa razy dłuższy niż pobierał kredyt. Pieniądze może wydać na co chce. Jeśli będzie miał dobre oceny, ma szansę na całkowite lub częściowe umorzenie długu. Mimo tych dobrych warunków, z roku na rok, coraz mniej osób ustawia się w kolejce po kredyt.
Beacie Sypień z Dąbrowy Górniczej, nie żyje się łatwo, bo zaczęła studia na prywatnej uczelni w Częstochowie i wprowadziła się do wynajętego pokoju. Mimo to nie zamierza korzystać z kredytu:
- Wolałam poszukać pracy i zarabiać własne pieniądze, niż zaczynać samodzielne życie od zaciągania długów. Boję się, że nie poradziłabym sobie później ze spłacaniem rat. Nie wiem przecież, kiedy podpiszę umowę na stałe, ani kiedy zacznę dostawać przyzwoitą pensję - mówi.
To, co zarabia jako kelnerka, nie wystarcza jej na wszystkie opłaty, ale na szczęście pomagają rodzice.
- Wolę skorzystać z ich wsparcia teraz, zanim się uniezależnię, niż ryzykować i potem prosić o spłacanie za mnie rat przez lata - mówi Beata.
Podobnie myśli Ewelina Piłka, studentka trzeciego roku socjologii z Katowic. Zaraz po studiach planuje wyprowadzić się do Anglii: - Po co mam obciążać się jakimś kredytem, skoro chcę wyjechać? Za granicą szybko zarobię więcej niż w Polsce mogłabym tylko pożyczyć - twierdzi.
Jacka, studenta Politechniki Śląskiej, do zaciągania długów zniechęcił natomiast przykład rodziców: - Pożyczyli pieniądze na mieszkanie na dziesięć lat, bo ocenili, że poradzą sobie z ich zwrotem, a trzy lata później mama straciła pracę. Zanim znalazła nową, było naprawdę ciężko - wspomina Jacek.
Ostrożność studentów wcale nie dziwi socjologa Krzysztofa Łęckiego:
- To całkiem racjonalne podejście. Skoro wyjeżdżam za granicę, to nie chcę robić sobie długów w kraju. Jeśli zostaję i wiem, że mogę nie mieć z czego spłacać pożyczki, to też jej nie biorę. W naszych czasach niemal wszystkie społeczeństwa żyją na kredyt i nie da się od tego uciec. Studenci widzą jednak, że nie każdemu udaje się spłacić dług od ręki, więc starają się nie ryzykować - mówi Łęcki.
Podobne obawy ma coraz więcej młodych ludzi. Nie wiadomo, czy podobnie mało będzie zainteresowanych w tym roku, bo wnioski składać można od początku października do połowy listopada. Przyjmuje je dziewięć banków komercyjnych, które mają podpisane umowy z państwowym Bankiem Gospodarstwa Krajowego.
Dotąd o kredyty prawie trzykrotnie częściej starali się studenci stacjonarni, niż niestacjonarni. Ci pierwsi przeznaczali pieniądze głównie na czynsz za akademik czy stancję, drudzy - na czesne. Niektórzy, jak Kasia Janicka z Sosnowca, finansowali sobie kursy językowe albo, jak jej koleżanka Magda, oszczędzali, inwestując w fundusze.
AUTOR: Magdalena Warchala
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice